niedziela, 6 listopada 2011

Minął miesiąc cd...

Jakoś zebrało mnie na dalsze rozważania... 
Myślę, że przez pierwszy miesiąc od pojawienia się Piotrusia w domu Oleńka powoli oswajała sie z jego obecnośćią. Staramy się poświęcać naszej myszce  teraz jak najwięcej czasu, okazywać miłość, mówić jak ją kochamy.  Wiemy, że teraz szczególnie potrzebuje naszej uwagi, nie może czuć się odrzucona czy gorsza. Olka także strasznie  zadziwia  nas swoim rozwojem. Codziennie ma nowe pomysły, jej słownik wzbogaca się o kolejne słowa,  wciąż coś pokazuje i pyta” co to”? Wreszcie ma unormowany rytm dnia, zasypia  praktycznie punktualnie o 19 budzi się przed 6.  Oczywiście mamy chwile złych humorów i wymuszania. Staramy się ignorować te zachowania, tłumaczyć jej, że tak nie wolno i skupić uwagę na czymś innym.  Czasami działa to lepiej czasami gorzej, liczy się jednak to że staramy się być konsekwentni. 

Wychowując Piotrusia jesteśmy już bogatsi doświadczeniem, staramy się uniknąć blędów które zdarzały się nam przy naszej pierworodnej. Wiemy już ze najważniejsze jest aby dziecko miało swój stały, niezakłócony rytm dnia, ciszę i ciemność przy usypianiu, nie było zbytnio kołysane w wózku…  Nie panikujemy już tak gdy Piotruś płacze przy wzdęciach, ja mam już wiedzę co i jak  z karmieniem maluszka i dieta  karmiącej mamy.  Z jednej strony jest nam wiec łatwiej z drugiej zas chyba nie wyobrażaliśmy sobie ze z 2 dzieci będzie aż tak inaczej. Teraz dopiero rozumiem słowa Irminy, że jedno dziecko to pikuś. Ja powiem tylko że pikuś przez duże P. Oleńka i Piotruś razem  w moim słowniku znaczy  - gimnastyka na całego. Zawsze chciałam mieć zycie pełne wrażeń no i Pan Bog spełnił moja prośbęJ Czasami naprawdę trzeba wytężyć   ciało i umysł  aby sprostać dwóm  szogunom.  Gdy Marcin jest w domu sytuacja jest do opanowania, gdy jestem z nimi sama to czasami rozgrywa się  komedia a czasami dramatJ Zeszłym tydzień był intensywny, przeszłam chrzest bojowy. Oleńka była chora a mnie dopadł kryzys laktacyjny, Piotruś praktycznie wisiał na  piersi. Zdarzały się sytuacje typu właśnie myję pupkę Oleńki, po wydaleniu sniadania,  a tu nagle budzi się głodny Piotruś i rozpoczyna się ich wspolna orkiestra płaczu. W takich chwilach czuje się jak Antygona i sama mam ochotę płakać.  Uczę się powoli  zachować zimną krew i się nie denerwować bo to jeszcze bardziej szkodzi. Łatwo powiedzieć trudniej jednak zrobić. Dobre  jednak to, że po całym dniu gdy maluszki wreszcie usną sama padam na cycki ale i odczuwam satysfakcje.
 Prawda ze moje zycie się bardzo zmieniło, ale nie wyobrażam sobie by mogłoby  nie być Oleńki czy Piotrka. Nie będę ukrywać,  że   czasami tęsknie za przespanymi nocami, porankami  na fitness , weekendowymi imprezami… Tłumaczę jednak sobie, że teraz jest etap pieluszek , ale za jakis czas dzieciaki będą starsze i powoli będziemy wracać do starych przyzwyczajeń. Nie raz słyszę od starszych stażem  rodziców, że czas szybko płynie i ani się obrócę a Oleńka i Piotruś nie będą już tak chętnie wskakiwać do naszego lóżka. Tłumaczą mi też, że pewnego dni  będziemy tęsknić za okresem kiedy dzieciaki były skore do przytulania i całowania.  Każdy etap rodzicielstwa ma chyba swoje lepsze i gorsze strony. Trzeba chyba skupiać się na  teraźniejszości  i korzystać z chwil które się już nie powtórzą  jak  bliskość z Piotrem podczas karmienia czy  pierwsze nowe słowa wypowiedzianym przez naszą księżniczkę…



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz